To sprawa mocno złożona. Zacznijmy od tego, że nigdy nie będzie we mnie zgody na przerzucanie całej odpowiedzialności na dziecko.
Tak łatwo zapomnieć, że choć może wyglądać jak mały dorosły i zachowywać się bardzo poważnie, nie posiada jeszcze odpowiednich struktur mózgowych i zbioru doświadczeń, by rozumować tak, jak my. Oczywiście warto dbać o jego podmiotowość, pozwalać mu podejmować decyzje i traktować po partnersku, jednak nigdy nie możemy zapomnieć, że dziecko wciąż jest dzieckiem. Wiara, że jest już wystarczająco mądre, duże, dorosłe, “poradzi sobie”, może być pułapką i zwalniać nas od odpowiedzialności.
To jak to jest z tą otyłością u dzieci? Czyja to w końcu wina? Ano niczyja. Jestem antyfanką szukania winnych. Jako psycholog szukam raczej przyczyn, mechanizmów i niesprzyjających warunków. Niestety, rodzic od dłuższego czasu nieradzący sobie z nadwagą dziecka często czuje się bezradny i zmęczony sytuacją. Wtedy mogą padać oskarżające słowa: “bo Basia ciągle chce kinderki!” albo “ale Kuba nie chce jeść nic innego!”.
Musimy rozważyć jednak dwie sprawy:
1.
Po pierwsze, nawyki żywieniowe dziecka kształtują się przez modelowanie i wybory żywieniowe rodziców i najbliższego środowiska. Córka sama tyle tych kinderków przecież nie kupuje - a nawet jeśli, to rodzic kontroluje fundusze. A zanim będziemy źli na syna, że robi nam na złość i nie je papryki, spójrzmy we własny jadłospis i sprawdźmy czy dajemy dobry przykład (lub rozważmy uwarunkowania wybiórczości pokarmowej ze specjalistą). Im dziecko młodsze, tym mniej wiary powinniśmy pokładać w to, że zacznie zdrowo jeść, ponieważ zrozumie czemu to takie ważne.
Według badań nawet młodzi dorośli wciąż mają problemy z odraczaniem przyjemności i robieniem rzeczy, które na początku skutkują wysiłkiem czy nudą, ale procentują pozytywami w przyszłości. To naturalne i wynika z procesów rozwoju człowieka. Im dziecko jest młodsze tym trudniej mu dostrzegać odroczone konsekwencje swoich działań; a raczej trudniej mu się nimi przejąć.
Nie oczekujmy więc od dziecka, że samo będzie miało kompetencje zdrowego odżywiania się. Że wystarczy przecież szkoła, która nauczy je z lubością jeść miniaturowe marcheweczki podawane w kawałku zatęchłego plastiku i pani higienistka, która przy wszystkich kolegach zakomunikuje Piotrkowi, że ma nadwagę i musi schudnąć. Że nasza pociecha wrzucona w niesprzyjające środowisko, bez dorosłego przewodnika, sama będzie podejmować mądre, długofalowe decyzje.
2.
Bowiem niesprzyjające środowisko też należy wziąć pod uwagę, obok wyborów żywieniowych rodziców. Żyjemy w czasach wysokiej dostępności pokarmowej. I nie są to bynajmniej produkty, które nam służą. Jesteśmy bombardowani reklamami cukierków, czekolad i batoników. Oprócz tego, że są dla naszego organizmu naturalnie przyjemne, bo słodkie i tłuste, to często wpaja nam się też skojarzenia emocjonalne, np. z bliskością (Nutella), tradycją (Cola) czy wdzięcznością (Merci), co ma nas dodatkowo zmotywować do kupowania niezdrowych produktów. Każdy z nas zmuszony jest żyć w środowisku predysponującym do zaburzonych nawyków żywieniowych - stresogennym, szybkim, przestymulowanym. Oczywiście, można świadomie wybrać, żeby nie oglądać telewizji czy nie kupować kolorowych gazet, ale nie da się odciąć zupełnie, skoro nawet stojąc przy kasie w sklepie jesteśmy zmuszeni przebywać w obecności łatwych do sięgnięcia pokus.
Trzeba więc sobie radzić. Kluczyć i manewrować na polu minowym współczesnego świata, w którym liczymy się nie my, a nasze pieniądze. Nawet dla specjalisty jest to ogromnie trudne. A co ma powiedzieć rodzic, który często ledwo daję radę zatroszczyć się o siebie, a na barkach niesie jeszcze drugie życie? Dajemy od siebie wszystko, choć jesteśmy tylko ludźmi.
Lubię wierzyć, że każdy z nas stara się jak może.
Muszę w to wierzyć, bo inaczej moja praca nie miałaby sensu. Współpracując psychodietetycznie z dziećmi rzeczywiście skupiam się głównie na rodzicu, bo po prostu tą drogą przebiegają najskuteczniejsze interwencje. Nie oznacza to jednak, że rodzic z otyłym dzieckiem “doprowadził je do takiego stanu”, jest rodzicem złym, gorszym, niewystarczająco dobrym i inne bardzo krzywdzące epitety. Dla mnie rodzic, który poświęca czas, by znaleźć rozwiązanie i przynajmniej dostrzega problem, jest tym rodzicem jakiego wielu dzieciom brakuje. Powtórzę jeszcze raz - jestem antyfanką stwierdzeń, że coś jest czyjąś winą. Uważam jednak, że wzięcie na siebie odpowiedzialności za rozwiązanie problemu powinno towarzyszyć każdemu tacie i każdej mamie. Nie ma bowiem większego przejawu troski i dojrzałości osobistej.
Nie wstydźmy się, że popełniamy błędy, bądźmy dumni, że próbujemy je naprawiać.
Autorka: Aleksandra Frydrysiak